Kraj lat dziecinnych… 17 lutego 2014


„Życie w Reńsku przed wojną, podczas okupacji i po wyzwoleniu było ciężkie, ale ludzie wzajemnie się szanowali. Pomagali sobie, np. moja matka kopała ziemniaki u pani Napierałowej przez 2 dni. Gospodyni chciała za pracę zapłacić. Matka nie wzięła ani grosza, chociaż u nas się nie przelewało.
Mieliśmy 5,75 ha gruntu. W przybliżeniu uprawialiśmy: 2,4 ha – żyto, 1,25 ha – ziemniaki, 0,25 ha – buraki pastewne, 0,5 ha – owies, po 0,05 – proso i len, 0,5 ha – budynki i sad. Podobną strukturę miały pozostałe gospodarstwa polskie i niemieckie. Uprawialiśmy też seradelę i łubin, a nasiona tych roślin wysiewało się po żniwach. Jesienią pasło się tą seradelą krowy, a łubin zaorywało się, dzięki temu w przyszłym roku były lepsze plony, np. ziemniaków.
Ojciec i matka ciężko pracowali – w żniwa ojciec kosił wszystko żyto, owies kosą, a matka zboże wiązała w snopki, które ustawiało się w mendele – pomagały dzieci. Zboże zwożono do stodoły. Młóciło się maszyną poruszaną przez kierat (manyż).
My, Polacy i Niemcy, byliśmy bardzo religijni. Latem i zimą (mroźne!) chodziliśmy co niedzielę do kościoła, do Wilkowa Polskiego, w czasie postu na Drogę Krzyżową i Gorzkie Żale. Latem szliśmy boso przez pola i łąki, niosąc w ręku obuwie. Wieczorem, w okresie zimowym, opowiadano różne czary, np. że w nocy jedzie kareta zaprzężona w czarne konie, a brama na podwórze otwiera się sama. Mój dziadek Franciszek (1859-1950) opowiadał mi, że przed I wojną światową unosił się ognisty chłopak nad łąkami ziemińskimi. Być może, że w tych wspomnieniach było coś prawdy. Prawdą było, że wiosną 1939 r. na niebie ukazała się olbrzymia zorza polarna. Starsi ludzie wierzyli, że jest to zapowiedź Niebios o zbliżającej się wojnie. Mieli rację. We wrześniu 1939 r. pani Strugała z Reńska i pan Władysław Turkowski z Wilkowa Polskiego widzieli na niebie czerwoną flagę ZSRR. Podobne widzenia mieli inni ludzie. Wiosną 1939 r. odbyło się w szkole zebranie mieszkańców Reńska, na którym ks. proboszcz z Proch zachęcał do walki przeciwko Niemcom. Mówił, że nawet z kosami pójdziemy na wroga. Nikt z zebranych nie zabrał głosu. We wrześniu 1939 ks. proboszcz uciekł i Niemcy go nie chwycili.
Przed wojną i po wojnie organizowano dwie zabawy taneczne, jedną przed żniwami, drugą w sierpniu lub wrześniu. Zabawy odbywały się na łąkach. W sobotę przed imprezą chłopacy z Ochotniczej Straży Pożarnej przygotowywali plac do zabawy. Wbijano kołki, na nie kładziono deski. Na zabawie była lemoniada, piwo, cukierki, wódka. Raz pewien kawaler za dnia tak się spił, że jego ojciec przy wszystkich ludziach „wlał” mu. Zabawa była wielką radością dla dzieci i starszych. W wiosce były tylko dwa skromne odbiorniki radiowe. Ludzie czytali gazety, ja „Obronę Ludu”. Mój dziadek też czytał całą gazetę.
Jedliśmy skromnie – na rano polewkę z suchym chlebem, na obiad ziemniaki, zupę ziemniaczaną, zupę z dyni jesienią. Do ziemniaków matka nie dawała jajka, bo były sprzedawane. Jesienią chleb jadało się z samymi powidłami. W 1937r. we wrześniu ktoś nam oberwał śliwki – ok. 150 kg. Nie było powideł.
We wrześniu 1939 r. dwaj niemieccy żołnierze chodzili po wszystkich zagrodach Polaków w Reńsku i wypytywali o broń. W 1940 r. spalił się budynek gospodarczy gajówki. Podczas gaszenia pożaru strażacy pod sufitem znaleźli 3 krótkie karabinki. Mieszkała tu Polka Nowak, która tłumaczyła przed Niemcami (policją), że broń do niej należała. Faktycznie należała do jej syna, który przed moją matką chwalił się przed pożarem, że gdy nastanie Polska, będziemy na wiwat strzelać. W październiku 1943 r. mój ojciec wiózł wozem (jechał z mlekiem do Wielichowa i powracał) komendanta policji z Wielichowa. Urzędnik ten ubolewał przed moim ojcem, że musi wywłaszczyć Polkę Gruszkiewicz, nie chce, ale musi to wykonać. Był to Niemiec z Reichu. Niemcy nie byli zawzięci na Polaków. Polka Konieczna dostała dom po innym Niemcu, jednak zabrano jej 1,5 ha ziemi. Wilhelm Dymke, u którego służyłem, mówił do swojej żony, że Wielkopolska będzie niemiecka, chociaż Niemcy wojnę przegrają. Propaganda hitlerowska tak ogłupiała Niemców, jak polska „że nie oddamy ani guzika”. Tak pisywały polskie gazety wiosną 1939 r.
Przyszedł styczeń 1945 r. i Wilhelm Dymke musiał zostawić wszystko.
Niemcy z Reńska uciekali w sobotę 25 stycznia 1945 r. Mogę się trochę mylić, może to był piątek. W. Dymke chciał mnie zabrać, miałem jechać końmi, które ciągnęły dwa wozy. Jeden wóz zostawił u Polaka w Wielichowie. Taka była panika, że gospodyni nie zabrała ze strychu 6 szynek. Podzieliłem się ze służącą (Czesława Pawłowska ze Śniat, nie żyje od kilku lat). Nie pojechałem z gospodarzem, bo powiedziałem, że będę pilnował zwierząt, świń i krów, bo mogą pokraść. „Hast du recht” – masz rację. Matka też prosiła, by mnie tu zostawił. Po ucieczce Niemców nie spaliśmy całą noc – była wielka radość.
Tydzień później rano – wystraszyłem się. Ulicą szło 12 żołnierzy niemieckich w pełnym uzbrojeniu. Zapytali, czy są tu Rosjanie – nie było ich. Wobec tego, czy mogą tu coś zjeść, przespać się. Poszli do 3 domów poniemieckich. Żołnierze (4) w domu W. Dymke najedli się, obmyli nogi, położyli się do łóżek, ale nie zasnęli. Służąca przygotowała obiad. Nawet zabiła kurę. Ok. 1300 jadłem z żołnierzami obiad. Po obiedzie matka oznajmiła, że Rosjanie rozbroili Niemców, mieli w swoich rękach 12 niemieckich żołnierzy. Ja z tej uciechy chciałem przywitać jednego Rosjanina, podawałem mu rękę. On wymierzył do mnie broń, chciał mnie zastrzelić. Uważał, że jestem Niemcem, na budynku wisiała jeszcze flaga niemiecka – Hakenkreuz. Przybiegła matka i szybko wyjaśniła. Rosjanin schował broń. Jeńców zaprowadzili do Wielichowa.
W tę niedzielę ok. 1500 przyszła inna grupa żołnierzy radzieckich. Zabrali mojemu ojcu konia, ale po kilku dniach chwyciliśmy innego na łąkach. Trzech żołnierzy rosyjskich weszło do domu Strugałów, którzy poczęstowali ich mlekiem. Nie chcieli pić, najpierw musiała pić gospodyni. W Reńsku pozostało 12 karabinów Mauzer z nabojami. W marcu 1945 r. musieliśmy broń oddać do Wielichowa.
Pewnego dnia pod wieczór stałem z rolnikiem Bolesławem Pańczakiem przy furtce rolniczki Anny Napierałowej, dziś l. 94.

historia regionu-2008-a-babcia/Reńsko 22.05.2008 r. Anna Napierałowa z d. Pańczak ur. 1914 r./

Usłyszeliśmy szum samolotu, który oddał 3 strzały w kierunku Reńska. Odruchowo schowałem się za murowany słup. Po chwili wybiegła pani Strugałowa, wołając, że pali się stodoła. Zaalarmowałem sąsiadów. Ratowaliśmy wodą ze studni. Wieczorem ok. 1800 nadleciał przypuszczalnie ten sam samolot i oddał 3 strzały do gapiących się Polaków – ok. 100 m od nich. Na drugi dzień zorientowałem się, że naboje trafiły 6 m od stodoły ojca, która była kryta słomą. Przypuszczam, że pilotem był berlińczyk, Niemcy z Reńska mieli w Berlinie krewnych. Samolot nie strzelał do budynków w sąsiednich wioskach.
Po ucieczce Niemców różni szabrownicy z Wielichowa i Śniat chodzili po gospodarstwach niemieckich. Nawet jeden złodziej przyszedł z koniem i wyjechał całkiem nową bryczką z zagrody W. Dymke. Inny przyjechał wozem i zabrał 3 sterty drewna, które rąbałem podczas okupacji. Mogłem to drewno odnieść do moich rodziców (byliśmy sąsiadami W. Dymke), ale tego nie uczyniłem. Matka nie pozwalała nam niczego brać. W czerwcu 1945 r. Rosjanie pobrali wszystkie krowy poniemieckie i popędzili na Wschód. W sierpniu 1945 r. Rosjanie wymłócili wszystkie zboże z gospodarstwa Niemca – Lange. W tej pracy musieli pomagać Polacy z Reńska.
Do moich rodziców w I dekadzie lutego 1945r. od strony kanału przyszło troje Niemców – 1 mężczyzna i 2 kobiety, uciekinierzy z Łodzi. Umyli się, matka dała kolację. W nocy ok. 300 wyszli na Zachód – szli kanałami. Od matki dostali bochenek chleba i dwie osełki masła.

historia regionu-2008-a-most/Kanał Środkowy Obry, most prowadzący do Reńska/

Niemiec Marquat miał czworo dzieci w wieku 1-7 lat. Był biedny, miał bardzo mało ziemi, którą uprawiał krowami. Podczas wojny był naczelnikiem stacji kolejowej w Rakoniewicach. Potomkowie Marquata mieszkają w Berlinie. W 1958r. Marquat odwiedził Reńsko z rodziną. Spał w naszym domu. Ok. 18 lat temu mój syn Marek spotkał się ze starym Marquatem w Berlinie. Wręczył mu butelkę wódki. Staruszek tak się ucieszył, że dał synowi 100 marek.
Przed wojną Niemcy w Reńsku urządzali spotkania towarzyskie w ogródkach na świeżym powietrzu. Znosili stoły. Było pieczywo, pogawędki i śpiew. Mieli też swoją małą orkiestrę. Bawiono się wesoło, najczęściej u gospodarza Kutznera. Przybywali też znajomi Niemcy z sąsiednich wiosek – z Kotusza, Bruno Dymke z Brońska. W r. szk. 1937/38 i w następnym uczył mnie nauczyciel Wilhelm Kuk, spolszczony Niemiec. Był bardzo dobrym nauczycielem. Uczył piosenek patriotycznych, np. „Wojenko, wojenko”, „Przybyli ułani”, „Jak to na wojence ładnie”, „Legiony to żołnierska nuta” i innych, np.

Mój wróbelku, szare ptaszę.
Ty nie lecisz w kraje inne.
Szczerze kochasz strony nasze.
Ty je wolisz, bo rodzinne.

Ty ptaszyno, w każdej doli.
Losy z nami dzielisz.
Pozostajesz na tej roli.
Świergotaniem nas weselisz.”

historia regionu-2008-a-swiadectwo/zdjęcie świadectwa L. Ślebody/

Podaję obszerne fragmenty wspomnień Leona Ślebody, które spisał w kwietniu br. Podziwiam jego pamięć. Dzieciństwo i młodość spędzone w Reńsku jawią się w jego pamięci bardzo wyraziście. Siostra Leona Anna Pańczak (ur. 1928r.), mieszkająca w Wielichowie, wskazuje na zmianę, która nastąpiła w Niemcach, mieszkańcach Reńska w stosunku do Polaków w okresie okupacji. Stali się nieprzyjaźni, butni. Polacy bali się wieczorami wychodzić z domu. Tę negatywną zmianę w zachowaniu Niemców podkreśla też p. Anna Napierałowa. W okresie międzywojennym dzieci niemieckie i polskie bawiły się razem, zgodnie. Anna Pańczak wspomina jednak ciepłe, serdeczne, sąsiedzkie relacje żony Wilhelma Dymke z jej matką, Agnieszką Ślebodą. Bardzo pozytywnie wyraża się też o nauczycielu Wilhelmie Kuku jako jego uczennica. W. Kuk po powrocie z kampanii wrześniowej 1939r. bał się Niemców, czuł ich wrogi stosunek do siebie. Niemieccy chłopacy w 1940 r. zemścili się na nim za to, że sprzyjał Polakom. Jego tragiczny los nie jest do końca wyjaśniony.

Przygotowała T.A.

Śmigiel, Miasto Wiatraków
Śmigiel Travel
Centrum Kultury w Śmiglu